Logo

„Zawodowi Ukraińcy”- obraz społecznej patologii

Typ „zawodowego Ukraińca” jest od dawna znany i rozpowszechniony w naszym kraju. To osoby, które uczyniły z „mowy i wyszywanki” sposób na zarabianie pieniędzy i wylewający krokodyle łzy nad „losem nieszczęsnego narodu” – zjawisko dość obrzydliwe, ale nieuchronne w warunkach takiej a nie innej, zdeformowanej przez radziecką przeszłość i obecną kryminalno-korupcyjną rzeczywistość – postawy i kondycji naszego społeczeństwa. Jednakże na Ukrainie, z wyjątkiem kilku regionów, „zawodowa ukraińskość ” jest zjawiskiem raczej marginalnym, mało znaczącym, poza może pewnym segmentem sieci społecznościowych i „specjalistycznej prasy drukowanej.”

Inaczej to wygląda w przypadku społeczności ukraińskiej za granicą, w tak zwanej „diasporze”. Po wymierającym już pokoleniu intelektualistów i polityków „starej emigracji”, w wielu krajach na czele ukraińskich ruchów w diasporze stanęła ograniczona intelektualnie, prymitywna w swych motywacjach grupa filistrów. Owi „działacze” przekształcają „ukraińskość” w pewnego rodzaju mały biznes skupiony wokół „koryta” (dużego biznesu nie są w stanie na tym ukręcić z powodu własnych ograniczeń). Dlatego ukraińska społeczność w krajach swojego zamieszkania często staje się zatęchłym, zamkniętym w sobie, wyalienowanym z otoczenia gettem, którego przywództwo żyje z „festiwali ukraińskiej pieśni”, ze sprzedaży wyszywanek chińskiej produkcji oraz różnorakich dotacji „dla mniejszości” (skala biznesu być może jest nieco większa, ale nie sądzę).

Szczególna kategoria „zawodowych Ukraińców” pojawiła się niegdyś i bujnie rozkwita na terenie sąsiedniej Polski. Głównym, ale nie jedynym jego reprezentantem jest założony w 1956 roku Związek Ukraińców w Polsce (na początku było to Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne), która to organizacja, będąc pod ścisłą kontrolą komunistycznej nomenklatury, posiadała w PRL-u monopol na reprezentowanie „ukraińskiego getta”. Jego przywódcy pielęgnowali ukraiński folklor, „ukraińskie pieśni i tańce” i wydawali nudny, hermetyczny tygodnik „Nasze słowo”. Wraz z upadkiem komunizmu w Polsce to podpięcie się pod nomenklaturę komunistyczną zamienione zostało na podwiązanie się pod nomenklaturę liberalną – gwarantującą „zawodowym Ukraińcom” fotele w polskim parlamencie. Po niedawnej zmianie liberalnej większości w sejmie na konserwatywną, fotele te zostały rzecz jasna utracone. Odkąd poprzednia partia władzy znalazła się w opozycji, przywódcy „ukraińskiego getta” zajęli analogiczną pozycję polityczną. W sumie można byłoby to zrozumieć, gdyby nie pewien drobny niuans. Mniejszość narodowa w kraju swego zamieszkania powinna przecież starać się szukać dróg dialogu i współpracy ze wszystkimi środowiskami politycznymi kraju (zarówno z rządzącymi jak i z opozycją), nie zaś stawać się jednym z instrumentów politycznej konfrontacji.

Zamiast tego, przywódcy „ukraińskiego getta” zdecydowali się postawić na jedną kartę – mianowicie na kontrowersyjny i niebezpieczny, ale gwarantujący pewien rezonans i „grantodajny” temat „prześladowań mniejszości narodowych w Polsce” . Lider Związku Ukraińców – Piotr Tyma rysuje w ukraińskich mediach straszliwy, mocno przesadzony obraz nowej „ksenofobicznej polityki polskich władz.” Jest rzeczą oczywistą, że w stosunkach polsko-ukraińskich nie wszystko układa się idealne, sytuacje konfliktowe się zdarzały i będą się zdarzać, jednak tak mocno przerysowany, wręcz makabryczny obraz nieomal totalitarnego terroru w stosunku do Ukraińców, opisywany w tekstach i wywiadach przez owych „zawodowych Ukraińców, jest bardzo daleki od rzeczywistości. Wypowiedzi te, trafiając w formie przekładów drogą powrotną do Polski, podżegają jedynie konflikty ukraińsko-polskie i pogłębiają wzajemne niezrozumienie i wyobcowanie.

Małostkowość i chciwość „zawodowych Ukraińców” w Polsce zatruwa lokalne środowiska ukraińskie wzajemną nieufnością, intrygami, plotkami i wszelkiego rodzaju konfliktami wewnętrznymi. Nieefektywne instytucje, nie nadająca się do czytania prasa, zatęchła atmosfera „ukraińskich domów”, „ludowe pieśni i tańce” rodem z telewizji z lat siedemdziesiątych, „undergroundowi milionerzy”, osobliwa hierarchia nieformalnych autorytetów – wszystko to u każdego normalnie myślącego człowieka, zwłaszcza młodego, musi powodowań chęć trzymania się z daleka od takiego zamkniętego światka, składającego się z kilku „granto-zależnych” instytucji. Ów „półświatek” natomiast przyciąga wszelkiego rodzaju indywidua o patologicznych skłonnościach, którzy na najbardziej nieśmiałą próbę stworzenia bardziej lub mniej alternatywnego ukraińskiego środowiska w Polsce reagują absurdalnymi zarzutami publikowanymi w prasie i mediach społecznościowych, skandalami, rozpowszechnianiem plotek oraz intrygami. Nazwiska różnych „popowyczowych et consortes” od dawna stały się symbolem takiej właśnie zatęchłej atmosfery „ukraińskiego getta” w Warszawie. Dostęp do „koryta” dla „zawodowego Ukraińca” to wszak rzecz najważniejsza. Jego utrata dla owego filistra to prawdziwa katastrofa. Oderwany od żłobu były aktywista, niegdysiejszy działacz Związku Ukraińców, gotów jest całkiem poważnie mówić o „straszliwym ukraińskim spisku w partii rządzącej, w sejmie, na polskich uczelniach, a nawet w Watykanie”. Póki jednak dostęp do „koryta” jest jeszcze jako tako możliwy, walka staje się bezwzględna i bezkompromisowa, nie zważając na wszelkie normy i formy, łamiąc wszelkie zasady moralne. Paranoidalny umysł może wprawdzie zmienić „obraz wroga”, ale nie zmieni swego patologicznego charakteru.

Przykład degradacji środowiska ukraińskiej diaspory (nie całej rzecz jasna) powinien czegoś nauczyć Ukraińców w samej Ukrainie. Mianowicie bezkompromisowego rugowania z dyskursu publicznego tak zwanego „wyszywatnitwa”. Owszem, należy organizować „Parady wyszywanek”, popierać wysiłki na rzecz promowania języka ukraińskiego, lecz jeśli „mowa i wyszywanka” staje się „alfą i omegą” wszelkiej społecznej i politycznej aktywności, wówczas musi prowadzić to najprostszą drogą do narodowej katastrofy.

PS. Gdy zaś chodzi o spekulacje na temat mojej „prawicowości”, o której nagle zrobiło się głośno wśród warszawskich „zawodowych Ukraińców”, to pragną oświadczyć , iż dla mnie „prawicowość” to synonim budowy rozwiniętego, efektywnego, nowoczesnego państwa ukraińskiego, wysoko-technologicznej gospodarki oraz kształtowanie społeczeństwa, w którym szacunek dla jego tradycji kulturowej i wartości łączyłby się z nie mniejszym poszanowaniem dla prawa i wolności – gdzie przeszłość nie przeszkadzałaby przyszłości. Naród to wspólny cel i wspólne obowiązki obywatelskie, nie zaś spekulowanie swoim pochodzeniem, językiem czy „wyszywankami” – czym głównie zajmują się „zawodowi Ukraińcy” – czy to Warszawie, czy w Kijowie.

Żródło http://blog.liga.net/user/amaslak/article/24374.aspx

Tłumaczenie Marian Panic

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.